Xbox One będzie nas śledził i zniszczy rynek używanych gier
Microsoft chyba celowo robi wszystko, by przypadkiem nie sprzedać ani jednego egzemplarza swej najnowszej konsoli. A biorąc pod uwagę jakie idiotyzmy do niej wprowadza, możemy być pewni, że nikt jej nie kupi.
Producenci konsol od dawna krzywo patrzyli na rynek używanych gier wideo, uważając mylnie, że psuje ich biznes i coś im się z tego należy. Nie wiadomo dlaczego tak myśleli, bo w końcu już raz produkt sprzedali i powinni się cieszyć, że udało im się zarobić. A nie domagać się dodatkowych opłat za korzystanie z używanych gier, w rodzaju Online Pass. To tak jakby producent auta żądał dodatkowej opłaty, tylko dlatego, że istnieje rynek używanych samochodów.
Chciwi wydawcy zyskali w swej walce potężnego sojusznika, ponieważ rękę wyciągnął do nich koncern Microsoft, który jak wiemy zapowiedział we wtorek nową konsolę Xbox One. Szkoda tylko, że jest to kompletny szmelc, który kupi tylko szaleniec. Dlaczego? Ano dlatego, że amerykański gigant powprowadzał w nim szereg dziwnych systemów, które mają przede wszystkim zniszczyć rynek używanych gier wideo.
Microsoft wymyślił sobie pobieranie haraczu od sprzedaży używanych gier wideo tworzonych na nowa konsolę, z którym to dzielić ma się z wydawcą danego tytułu. Jako, że gry zostaną wyposażone w specjalny kod, który przypisze je do konta użytkownika, handel nimi może być problematyczny.
Użytkownik gry, chcąc ją sprzedać, będzie musiał przyjść do sklepu, lecz jedynie do takiego, który wyraził zgodę na działanie zgodne z regulaminem Microsoftu oraz ma zainstalowany dodatkowy system Azure, zarządzający sprzedażą używek. W ten sposób tytuł wystawiony do sprzedaży, zostanie usunięty z konta użytkownika.
To jeszcze nie koniec głupot. Otóż Consoledeals wspomina, że sprzedawca zostanie zmuszony do sprzedania takiej używanej gry za kwotę maksymalnie o 10 procent niższą, niż cena nowego egzemplarza. Przy czym z tej kwoty będzie musiał odpalić haracz wydawcy tytułu oraz Microsoftowi. Oznacza to więc, że rynek używanych gier praktycznie zostanie zabity, ponieważ nikomu nie opłaci się handel. Obecnie używane gry można kupić za 50 procent oryginalnej ceny i to ma sens, dlatego takie nakazy służą wyłącznie zlikwidowaniu rynku używek.
Jakby jeszcze mało było idiotyzmów, to koszt ponownej aktywacji używanej gry, szacowany jest na 35 funtów. Mówi się, że to cała kwota, jaką należałoby zapłacić za używany egzemplarz, a nie tylko opłata za jej aktywację, ale to jeszcze nie jest do końca wyjaśnione. Wyobrażacie sobie płacić 170 zł za używany tytuł? A nie da się pożyczyć gry koledze, ponieważ Kinect ma rozpoznawać użytkownika i nici z zabawy.
Myślicie, że to koniec głupot? Nie, Microsoft jest znacznie bardziej kreatywny w ich wymyślaniu. Na światło dzienne wypłynął właśnie patent dotyczący kontrolera Kinect, który jak wiemy, będzie standardowym wyposażeniem konsoli. Patent wspomina o systemie liczenia osób siedzących przed konsolą. Po co je liczyć? Jeśli okaże się, że przed ekranem siedzi więcej osób, niż zezwala licencja, to konsola po prostu zablokuje nam grę lub film.
Czy Microsoft naprawę liczy na to, że ktoś mu taką konsolę kupi?
Źródło: Consoledeals.co.uk
Technogadżet w liczbach