Zginął, bo GPS zaprowadził go do innego domu
GPS’y to bardzo podstępne urządzenia. Teoretycznie są przydatne i trudno się bez nich poruszać. W praktyce mogą nawet doprowadzić do śmierci.
Pamiętacie historię kobiety, która miała się wybrać do Brukseli, a skończyła w Chorwacji? Tłumaczyła się, że kierowała się wskazaniami samochodowej nawigacji, która tak źle ją poprowadziła, że kobieta przejechała ponad 1,500 kilometrów.
To zdarzenie pokazuje jak niebezpieczne mogą być GPSy. Co prawda kobiecie nic poważnego się nie stało, ale zdarzają się też dużo groźniejsze przypadki. Amerykańskie media donoszą o jednym z nich. Rodrigo Diaz wybrał się do przyjaciół, by zaprosić ich na jazdę na łyżwach. Nie wiedział dokładnie jak do nich dojechać, więc postanowił zdać się na GPS.
Podstępna maszyna, zamiast doprowadzić go do celu, skierowała go do zupełnie innego domu, gdzie został uznany za intruza i zastrzelony na miejscu.
Przyjaciele twierdzą, że Diaz przyjechał do domu 69-letniego Phililpa Sailora, mieszkającego w Lilburn w stanie Georgie’a. Gdy Diaz zjawił się na jego podjeździe, mylnie sądząc, że dotarł do domu przyjaciół, Sailor wyszedł na zewnątrz i strzelił w powietrze. Rodrigo wystraszony próbował odjechać, ale wówczas Philip strzelił w stronę auta, śmiertelnie raniąc kierowcę.
Policja zatrzymała starca pod zarzutem morderstwa z premedytacją, jednak prawnik zabójcy usiłuje go bronić twierdząc, że mężczyzna był przestraszony możliwością utraty życia podczas obrony swego domu. Adwokat twierdzi, że zdarzenie miało miejsce w godzinach wieczornych, a w domu była jego żona i dzieci, więc uznał, że jest to napad.
Ciekawe jak bardzo trzeba być ograniczonym umysłowo, by uznać za napad, faceta wjeżdżającego na podjazd. Przecież nie było żadnego zagrożenia życia, a Diaz nie był uzbrojony. Mimo to facet zastrzelił go z zimną krwią. I takie są efekty powszechnego dostępu do broni. Może ją mieć nawet bezmyślny kretyn.
Źródło: Cnet.com
Technogadżet w liczbach